wtorek, 4 października 2016

sonda

THIS IS NOT ROZDZIAŁ. To tylko informacyjka, w której przedstawiam Wam oto tę sondę:


Bardzo byłoby mi miło, gdyby ktoś na mnie tam zagłosował, bo ja sama pragnę zagłosować na blog, który czytam. W ogóle — to ktoś w to wierzy i czy to legalne?! Bo ja nie. 
Dziękuję.
Znalezione obrazy dla zapytania chris tucker tumblr gif

środa, 7 września 2016

Rozdział pierwszy

Rozdział pierwszy

Czego nienawidzi Wilma Gilmour? Można by powiedzieć, że wszystkiego. Głównym wątkiem tej historii jednak będzie to, co Wilma stara się lubić.
Początek roku szkolnego w Akademii imienia Rogersa Nelsona zapowiadał się całkiem spokojnie. Na dziedzińcu szkoły zebrała się grupka uczniów, którzy z zachwytem rozmawiali o gorących wakacjach. Poubierani w barwach czerni i bieli, uśmiechali się szeroko za każdym razem, gdy tylko Christian Parker — prawdopodobnie najpopularniejszy nastolatek w całym Maine — otworzył usta. Nie wpadali oczywiście w zasłużone i szczere uwielbienie, ale uczniów Akademii Rogersa Nelsona charakteryzowało to, że grać potrafili świetnie.
Christian nie czuł się ani trochę przytłoczony obecnością aż tylu osób, nie czuł presji, nawet radości, a coś o wiele lepszego — czuł się ważny. Bycie ważnym zostało mu przydzielone od samego pójścia do przedszkola, kiedy to każdy kolega chciał być Christianem Parkerem, czyli definicją idealnego sportowca, modela, podrywacza i przyjaciela-sponsora, który zawsze miał najnowsze samochodziki. Chłopak nie uważał, że zachowanie znajomych jest dziwne czy też powinno go krępować i zastanowić chociaż na chwilę. Christian sądził, że każdy tak ma i jest to zupełnie normalne.
Słońce sięgnęło zenitu; pot pojawił sie na plecach dyrektora Tylera, dlatego patrząc na zegarek, uniósł kąciki wąskich ust i podszedł do mikrofonu. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, dlatego ze spokojem ustawił statyw. Dopiero po drugim krzyku wielkiej pani Bay, uczniowie stanęli na baczność, porzucając wszelkie głośniejsze chichoty.
— Serdecznie chciałbym powitać w nowym roku szkolnym w naszej Akademii! Z utęsknieniem wyczekiwaliśmy waszych twarzy przez całe wakacje i z jeszcze większą radością nie mogliśmy doczekać się nowych osób, którzy na pewno popiszą się przed nami swoją wiedzą...
Dyrektor z dumą spogladał na swoich uczniów. Wiedział, że tylko ich nudzi i że wcale nie mają ochoty teraz go słuchać, kiedy to by mogli już dawno siedzieć na plaży czy bawić się w barze. Jednak i on czuł się tu ważny, nie więcej niż Christian Parker, bo pan Tyler był jeszcze radosny, o wiele bardziej od innych zebarnych na dziedzińcu.
Akademia Rogersa Nelsona była wielkim budynkiem w stylu renesansowym. Kopuła znajdująca się nad głównym korytarzem szkoły pozwalała co noc spoglądać na gwiazdy, a za dnia na słońce. Prócz tego dawała o wiele lepsze oświetlenie niż lampy w klasach. Uczniowie lubili tam przebywać, umawiać się. Niestety, po dwudziestej drugiej z pokoi mogli wychodzić tylko i wyłącznie pełnoletni, reszta musiała cieszyć się wczesnymi, zimowymi wieczorami bez prywatności. Na głównym korytarzu znajdowały się również szafki, za które było trzeba srogo zapłacić, jednak znaczyło to tyle, co nic dla rodziców bogatych dzieci z Akademii.
— To może spotkamy się po tym całym chłamie, co? — zaproponował Christian.
Śliczna Jessie Michaels spuściła wzrok i nieśmiało się uśmiechnęła.
— Mam nadzieję, że dla ciebie to nie problem, nikt nawet nie zauważy...
Panna Bay sztywno podeszła do nich i spojrzała ze złością i wzgardą. Tylko tyle wystarczyło, aby z powrotem zapadła cisza. Wszyscy mogli myśleć sobie, co tylko chcą i zwierzać się sobie potajemnie, jednak nikt nigdy nie odważył się powiedzieć pani Bay prosto w twarz, że jest okropna. Słynęła z dręczenia pierwszorocznych i głośnych okrzyków na całą szkołę: „myślisz, że cię nie złapię?! Zobaczysz, co będzie jak rodzice się dowiedzą!” lub „WYCIĄGAM TELEFON!!!”. Nie była wielką fanką młodzieńczej miłości i szczęście u niej mieli jedynie naprawdę zdolni uczniowie.
Christian zaśmiał się pazernie, gdy w jego dużą dłoń wsunięto malutką karteczkę z numerem komórkowym i podpisem „JESS” z serduszkiem. 
— W takim razie, nie przedłużajmy, zapraszam starych uczniaków do swoich pokojów, a nowych do panny Nielsen po klucze. Wasze sypialnie znajdują się na trzecim piętrze — dodał jeszcze dyrektor Tyler i każdy rozszedł się od siebie z wielkim hałasem i kurzem.


Pierwszą rzeczą jaką zrobił Christian Parker po wejściu do pokoju było uściśnięcie ręki Dustinowi Keatingowi, swojemu współokatorowi. Znali się już od dawna, bo ze szkoły podstawowej i razem postanowili brnąć w hasło „bogate dzieciaki trzymają się razem” omijając resztę biednych lub nie uczniów.
— Głupku, urosłeś! — stwierdził Christian. — Jesteś już prawie równy ze mną. To niedobrze, panny jeszcze to zauważą...
— I prawidłowo, wreszcie będę królował! — Dustin dotknął ciemnymi palcami żyrandola.
— Nie podskakuj, co?
Słowa Christiana miały zabrzmieć zabawnie, jednak zawarły się w nich też jego rzeczywiste obawy. Bo co jeśli naprawdę ktokolwiek zauważy przemianę Keatinga? Przecież to nie było normalne! Mężczyźni dorastają w wieku piętnastu lat, nie osiemnastu!, wręcz gotował się w środku. A ten tu zaczynał rosnąć dopiero teraz!
Christian nie brał nigdy żadnego ze szkolnych kolegów pod kątem konkurencji w byciu Panem Serc, złamanych serc. Sądził, że mu nie dorównują, ale Dustin mógł zyskać nawet rangę podobającego się, a za tym — przeciwnika. Całe szczęście, był kompletnym łamagą w rozmowach z dziewczynami.
Nie widzieli się całe wakacje z uwagi na ciągłe wyjazdy Dustina, to do Paryża, to do Wenecji czy Londynu. Razem z rodzicami zaiwtali nawet w malowniczym Rzymie, aby pozachwycać się Bazyliką świętego Piotra. Właśnie dlatego teraz, siedząc jak najbliżej siebie, zdawali relacje z dwóch miesięcy wolności. Obydwoje nie należeli do najlepszych uczniów Akademii, toteż nie cieszyli się z roku szkolnego, nawet dlatego, że był to ten ostatni. Trzeci rok w tym samym pokoju pomalowanym na beżowo z dwoma biurkami, zawsze zaśmieconymi, z telewizorem ufundowanym przez rodziców Christiana i dwoma wielkimi łożkami z baldachimem. Choś w sypialni powinno być ponuro i mrocznie, jak chcieli chłopcy, to nie dało sie już nic poradzić na to, że znajdowali się w najlepiej nasłonecznionej części budynku z widokiem na dziedziniec. 
— Co z twoją super mamuśką? — zapytał Christian.
Dustin prawie zachłysnął się powietrzem, słysząc słowa przyjaciela i z niedowierzaniem odpowiedział:
— Wszystko świetnie. Pozdrawia cię.
— Ekstra.
Christian odgarnął z twarzy czarne, gęste włosy i wstał z łóżka Dustina. Podszedł do okna i wyjrzał na dziedziniec udekorowany przeróżnymi rodzajami kwiatów, od róż po frezje, i powiedział:
— Wyzwania na ten rok... Mamy jakieś?
— Zdać, umówić się na bal z najlepszymi dziewczynami, oblać piwem Bay, opuszczać ile się da, zrobić największą imprezę w historii szkoły i przebiec nago pod nosem Tylera na zakończeniu roku — wyliczał. — Ale biorąc pod uwagę twoje zdolności to drugie, trzecie, czwarte, piąte i szóste uda się zrobić. Pierwsze jest całkiem wątpliwe. Nawet nie wiem czy jest wykonalne w tym roku...
Zachichotali.
— Może być też problem z kasą... — zaczął niepewnie Christian. — Rodzice mówią, że jestem już na tyle dorosły, że po wakacjach mogę sam sobie ją zorganizować. A mieliśmy kupić konsolę!
Dustin nie wyglądał wcale na zaskoczonego. W duchu troszkę się podśmiewał, ale sądził, że sprawiedliwość w końcu nadeszła.
— Czyli wiesz jak się czuję. Ani trochę ci nie współczuję. Wybacz.
Christian miał ochotę rzucić się na przyjaciela i go uderzyć. On, Christian Parker, nie miał pieniędzy! Był to przecież powód do rozpaczy, a nie do durnego śmiechu i żartów.
Utkwił spojrzenie czekoladowych oczu w Dustinie. A że obydwoje nie byli zbytnio pomysłowi i pracowici, a bardziej leniwi i marudni, powiedział:
— A gdyby tak jakaś z dziewczyn mnie sponsorowała? Tak! Świetny pomysł, nie?
Czarnoskóry pokręcił głową.
— Nie przejdzie. Laski to te inteligentne, z chłopakami przejdzie, z nimi nie. 
Christian skrzywił się z obrzydzeniem.
— Przecież...! — zaczął krzykiem.
— Wiem, wiem, debilu. Może lepiej by było, gdybyśmy się założyli, co? Jakiś inteligent na pewniaka na to pójdzie. 
— Ale o co i co on z tego będzie miał niby, co? — zapytał kompletnie nic nie rozumiejąc.
Dustin zastanowił się, a po chwili klasnął w dłonie.
— Wiesz o czym marzy William Armstrong?
— A kto to?
— Mniejsza z tym. — Machnął ręką. — Chce tylko jednego: klęski Wilmy Gilmour. Tej mądrej — uprzedził pytanie Christiana — co Bay ją chwali. Jest chyba zazdrosny o oceny czy coś. Wystarczy, że się z nią umówisz, zabierzesz na złą stronę mocy, zerwiesz i masz kasę. Proste jak szczanie, Chris.
— A jeśli się nie uda? Jak się nie zgodzi?
— Po pierwsze: Wilma na pewno się zgodzi, tak samo William; po drugie: jeśli, jakimś cudem, nie wypali będziemy skazani na błaganie twoich rodziców aż do skutku. Bo, wiesz, ja już mam swoją połowę na konsolę.
— Dobra — burknął. — Idę na to. Zaszalejmy.


cześć. nie jest to fanfik, tylko opowiadanie, nie kierujmy się niczym z zakładki „bohaterowie”, dobrze? a rozdziały już zawsze będą takie krótkie, od 1000 słów do 1500 góra. 
w ogóle chciałabym was serdecznie powitać! tak! i jeśli ktokolwiek się tu pojawi, to czy mogę nazywać was „kaczuchami”? to takie słodziutkie. ♥ 
do zobaczonka, kaczuchy!